Nie miałam w tym roku czereśni, bo robaczywe, nie miałam wiśni, bo ok. 1 kg z dziczki - owoce nie
nadające się do drylowania, więc przeznaczone na nalewkę.
Truskawek nie miałam, bo nie uprawiam.
Będę miała troszeczkę śliwek węgierek, ale czy bez mieszkańców (?) - to
się okaże :)
Będę miała trochę gruszek i trochę więcej jabłek późnych.
No i jeszcze będzie trochę aronii na dżemik i winogron do pożarcia :))))
Teraz mam borówki i jest ich sporo.
Parę dni temu zerwałam pierwsze - ogromne :)))))
Wskazana borówka leży na monecie :)
Słabo widać???
A teraz lepiej???
Na takiej oto monecie leżała borówka :))))))))))
Borówek nie było dużo sztukowo, ale wagowo było ok. 60 dag.
Na co poszły?
Oczywiście na placek z kruszonką
Dziś zrywałam w pocie czoła (dosłownie... skwar niesamowity), ale zerwałam to, co
zdążyło dojrzeć - nieco ponad 2
kg.
Taki skwar, że borówki nie mają ochoty rosnąć tylko szybko dojrzewają, nawet te
malutkie, więc dziś wielkości bardziej są zróżnicowane.
I co z tego będzie?
Teraz muszę nasycić się borówkami na bieżąco, czyli powtórka z placka, pierożki,
zupka jagodzianka (ulubiona od dzieciństwa), z której chyba nigdy nie wyrosnę
:)))))))
Taka chłodna zupka na upał - jak znalazł :)))))))
Następne dawki borówek znajdą przeznaczenie na dżemy i może troszkę na bieżące
wykorzystanie.
Moje robótki - blog o wyszywaniu, szydełkowaniu, papierowej wiklinie, kartkach okolicznościowych oraz o ogródku i urokach natury.
Strony
▼
piątek, 27 lipca 2012
wtorek, 24 lipca 2012
Taka mała zmiana i jak nowy
Po dniach zimnych i deszczowych zagościły dni upalne - fajnie.
Czasami chce się posiedzieć na balkonie zamiast na działce - szczególnie wieczorem.
Do takiego posiedzenia potrzebne są foteliki, ale te wysłużone odmówiły posłuszeństwa, a właściwie jeden z nich.
Materiał przetarł się na rurce z przodu siedziska i nijak nie dało się w takim foteliku usiąść.
A dni i wieczory zapowiadają się piękne...
Padło pytanie: kupić nowe krzesełka/foteliki czy nowy materiał...
Wyszło, że kupić materiał i moje zdolne rączki oraz wysłużony Łucznik, zrobimy co należy, znaczy należy uszyć nowe ubranka dla fotelików.
Dawniej Łucznik pomagał mi uszyć różne drobiazgi, ciuszki, pościel i takie tam różności, a teraz pomaga sporadycznie w takich jak ta właśnie sytuacjach.
Skoro się rzekło A, nie pozostało nic innego jak powiedzieć B i wykonać objazd sklepów, i wybrać materiał, i zdemontować (tu przydał się mąż i jego silne ręce) poprzednie ubranko - na przymiarkę - i uszyć nowe.
Tak wyglądał fotelik (ten lepszy) przed odnowieniem...
A tak prezentuje się teraz (drugi też)...
Ponieważ kupiłam pas materiału o parę, no może paręnaście centymetrów więcej, więc wykombinowałam dwie serwetki - podkładki obszywając każdy kwadrat tęczową taśmą.
Tak przypadkiem wyszedł całkiem fajny komplecik balkonowy.
Czasami chce się posiedzieć na balkonie zamiast na działce - szczególnie wieczorem.
Do takiego posiedzenia potrzebne są foteliki, ale te wysłużone odmówiły posłuszeństwa, a właściwie jeden z nich.
Materiał przetarł się na rurce z przodu siedziska i nijak nie dało się w takim foteliku usiąść.
A dni i wieczory zapowiadają się piękne...
Padło pytanie: kupić nowe krzesełka/foteliki czy nowy materiał...
Wyszło, że kupić materiał i moje zdolne rączki oraz wysłużony Łucznik, zrobimy co należy, znaczy należy uszyć nowe ubranka dla fotelików.
Dawniej Łucznik pomagał mi uszyć różne drobiazgi, ciuszki, pościel i takie tam różności, a teraz pomaga sporadycznie w takich jak ta właśnie sytuacjach.
Skoro się rzekło A, nie pozostało nic innego jak powiedzieć B i wykonać objazd sklepów, i wybrać materiał, i zdemontować (tu przydał się mąż i jego silne ręce) poprzednie ubranko - na przymiarkę - i uszyć nowe.
Tak wyglądał fotelik (ten lepszy) przed odnowieniem...
A tak prezentuje się teraz (drugi też)...
Ponieważ kupiłam pas materiału o parę, no może paręnaście centymetrów więcej, więc wykombinowałam dwie serwetki - podkładki obszywając każdy kwadrat tęczową taśmą.
Tak przypadkiem wyszedł całkiem fajny komplecik balkonowy.
czwartek, 19 lipca 2012
Wspomnienie o Małgosi / Vivictorii
Odeszła rok temu...
Minął rok... przeminą kolejne lata, a w pamięci pozostanie...
Jedno słowo, a tyle serca i przyjaźni...
Słowo, które sprawiło, że poznałyśmy się, napisałyśmy pierwsze listy, później wymieniłyśmy numery GG, numery komórek i...potoczyło się.
Tym słowem było słowo: DZIEJĘ.
Dlaczego?
Otóż kilka lat temu, gdy blogi robótkowe nieśmiało wplatały się w codzienność sieci, nie spotkałam tego określenia wśród blogujących robótkowiczek.
Najczęściej robienie na drutach nazywane było dzierganiem zamiast dzianiem.
Słowo DZIEJĘ było tak wyjątkowe, że zwróciło moją uwagę, gdy ktoś tak napisał o wykonywanej przez siebie czynności.
Vivi (dziwnie mi tak pisać w czasie przeszłym, ale to już tak będzie) była wrażliwą osobą i ta wrażliwość dotyczyła nie tylko sfery uczuć, ale także poprawności języka, co widać w Jej tekstach. Dotyczyła także Jej wyrobów pięknie skomponowanych i dopracowanych nie tylko w fazie projektowania, ale przede wszystkim jako wyrobów gotowych.
Vivi była perfekcjonistką w tym co robiła i dotyczyło to wszystkiego, czego się podjęła.
Podejmowała różne wyzwania, ale chyba największym było wyzwanie "nie dać się chorobie" i tu była nieugięta - do końca...
Długie wieczory spędzone na rozmowach przez GG, nieco krótsze rozmowy komórkowe... brakuje tego.
Czas płynie i życie domaga się swoich praw, ale to, co jest w pamięci... w niej pozostanie...
O takich Osobach się nie zapomina...
A dopóki Jej blogi:
Maestria
Baglady
będą odwiedzać goście, dopóty blogi i dzieło Vivi będzie istnieć w sieci.
Co jakiś czas znajduję ślady Vivi albo ślady wspomnień o Niej.
Myślę, że jest dużo osób, które będą wspominać Małgosię - Vivi, bo wiele osób skorzystało z Jej rad i instrukcji dotyczących nie tylko szycia, które ukochała najbardziej ze wszystkich ulubionych zajęć.
Wielu osobom dała siłę i pokazała, jak żyć z ciężką chorobą i jak nie poddawać się jej...
Vivi - miło było Ciebie znać...
Kochałaś wszystkie kolory... i kwiaty...
Minął rok... przeminą kolejne lata, a w pamięci pozostanie...
Jedno słowo, a tyle serca i przyjaźni...
Słowo, które sprawiło, że poznałyśmy się, napisałyśmy pierwsze listy, później wymieniłyśmy numery GG, numery komórek i...potoczyło się.
Tym słowem było słowo: DZIEJĘ.
Dlaczego?
Otóż kilka lat temu, gdy blogi robótkowe nieśmiało wplatały się w codzienność sieci, nie spotkałam tego określenia wśród blogujących robótkowiczek.
Najczęściej robienie na drutach nazywane było dzierganiem zamiast dzianiem.
Słowo DZIEJĘ było tak wyjątkowe, że zwróciło moją uwagę, gdy ktoś tak napisał o wykonywanej przez siebie czynności.
Vivi (dziwnie mi tak pisać w czasie przeszłym, ale to już tak będzie) była wrażliwą osobą i ta wrażliwość dotyczyła nie tylko sfery uczuć, ale także poprawności języka, co widać w Jej tekstach. Dotyczyła także Jej wyrobów pięknie skomponowanych i dopracowanych nie tylko w fazie projektowania, ale przede wszystkim jako wyrobów gotowych.
Vivi była perfekcjonistką w tym co robiła i dotyczyło to wszystkiego, czego się podjęła.
Podejmowała różne wyzwania, ale chyba największym było wyzwanie "nie dać się chorobie" i tu była nieugięta - do końca...
Długie wieczory spędzone na rozmowach przez GG, nieco krótsze rozmowy komórkowe... brakuje tego.
Czas płynie i życie domaga się swoich praw, ale to, co jest w pamięci... w niej pozostanie...
O takich Osobach się nie zapomina...
A dopóki Jej blogi:
Maestria
Baglady
będą odwiedzać goście, dopóty blogi i dzieło Vivi będzie istnieć w sieci.
Co jakiś czas znajduję ślady Vivi albo ślady wspomnień o Niej.
Myślę, że jest dużo osób, które będą wspominać Małgosię - Vivi, bo wiele osób skorzystało z Jej rad i instrukcji dotyczących nie tylko szycia, które ukochała najbardziej ze wszystkich ulubionych zajęć.
Wielu osobom dała siłę i pokazała, jak żyć z ciężką chorobą i jak nie poddawać się jej...
Vivi - miło było Ciebie znać...
Kochałaś wszystkie kolory... i kwiaty...
poniedziałek, 2 lipca 2012
Trzy kielichy z czterech
Długo czekały na swój czas, ale w końcu nadszedł...
Kielichy wpadły mi w oko jeszcze przed delfinkami, ale gdy miałam się za nie zabrać, pojawiły się delfinki i kielichy poszły do segregatora z napisem "do zrobienia w lepszym czasie"
Teraz przyszedł dla nich ten lepszy czas.
Wyszyłam trzy, z czterech znalezionych w sieci kielichów i tak już chyba zostanie, chociaż nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.
Kielichy na dzień dzisiejszy nie są wypełnione żadną zawartością, ale nastąpi to niebawem.
Teraz muszą "na chwilę" oddać mi czas na wykonanie czegoś, o czym napiszę dopiero wtedy, gdy będzie skończone i znajdzie się we właściwych rękach :)
Ostatnio pogoda mi sprzyja i światła dziennego jest sporo, więc prawie każdą wolną chwilę zajmują mi krzyżyki.
Natomiast wieczory są tak krótkie, że druty nie przepracowują się (coś tam powoli się dzieje), dlatego mój drugi, dziewiarski blog, trochę taki milczący jest :)
Kielichy wpadły mi w oko jeszcze przed delfinkami, ale gdy miałam się za nie zabrać, pojawiły się delfinki i kielichy poszły do segregatora z napisem "do zrobienia w lepszym czasie"
Teraz przyszedł dla nich ten lepszy czas.
Wyszyłam trzy, z czterech znalezionych w sieci kielichów i tak już chyba zostanie, chociaż nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.
Kielichy na dzień dzisiejszy nie są wypełnione żadną zawartością, ale nastąpi to niebawem.
Teraz muszą "na chwilę" oddać mi czas na wykonanie czegoś, o czym napiszę dopiero wtedy, gdy będzie skończone i znajdzie się we właściwych rękach :)
Ostatnio pogoda mi sprzyja i światła dziennego jest sporo, więc prawie każdą wolną chwilę zajmują mi krzyżyki.
Natomiast wieczory są tak krótkie, że druty nie przepracowują się (coś tam powoli się dzieje), dlatego mój drugi, dziewiarski blog, trochę taki milczący jest :)