Dzień zaczął się bardzo przyjemnie. Po całym tygodniu prawie ciągłego
padania deszczu, rano było sucho i nawet słoneczko usiłowało poświecić.
Przed obiadem skorzystaliśmy z pięknej pogody i poszliśmy na działkę,
zobaczyć jak tam wygląda po dwóch tygodniach naszej niebytności.
Okazało się, że sikorki nadal korzystają ze "stołówki". Jedna z
sikorek odleciała, gdy znaleźliśmy się w jej pobliżu, a druga spokojne
kontynuowała jedzonko.
Rybkom zdjęliśmy zimową, styropianową "przykrywkę".
Przycięliśmy drzewkom trochę niepotrzebnych gałęzi.
Pozaglądałam tu i ówdzie w miejsca obsadzone kwiatami i zobaczyłam, że
przebiśniegi są w pełni kwitnienia.
Rok temu były bardzo spóźnione.
Krokusy, żonkile, narcyzy, hiacynty, lilie i tulipany wychodzą spod ziemi.
Niebieskie cebuliczki zaczynają rozwijać pączki.
Krzewy pokryte są pąkami liściowymi.
Pięknie zakwitły śnieżyce wiosenne - dwie cebulki posadzone jesienią.
A skoro te kwiatki zakwitły to znak, że wiosna już się zbliża wielkimi krokami.
Poza działkowymi oznakami wiosny mam pewną informację od mojej Suni. Od
tygodnia skutecznie "porządkuje" swoje futerko i
zrzuca zbędną warstwę sierści.
Dla mnie jest to pewnik, że wiosna tuż, tuż - zmiana sierści to sprawdzony
symptom.
Jeszcze inne oznaki:
- dwa dni temu widziałam i słyszałam przelatujące bociany,
- dziś, gdy byliśmy na działce, przeleciał nad nami spory, gęgający
klucz.
Teraz, gdy piszę tę notkę, słyszę stukające o parapet krople deszczu -
daaaaawno nie padało!