Czy ktoś widział piątek, bo ja dopiero przed chwilą uzmysłowiłam sobie, że
dziś jest, a właściwie można powiedzieć - był piątek.
Mam ostatnio takie zakręcone dni, że zapominam... ale to nie ważne jest :)
Praca nad delfinkami postępuje powolutku, ale najważniejsze, że nie stoi w
miejscu.
Mam nadzieję, że tego zakręcenia będzie w najbliższym czasie mniej i będę mogła
poświęcić delfinkom więcej czasu.
Schemat wyszywanki powiększyłam i podzieliłam na 12 części.
Dziś skończyłam wyszywać to, co mam wydrukowane na pierwszej kartce.
Fotkę zrobiłam wczoraj, więc widać kilka miejsc, w których brakuje
krzyżyków.
Część z nich będzie wyszyta białym kolorem.
Jeden delfinek już swoim oczkiem obserwuje moje poczynania :)
Moje robótki - blog o wyszywaniu, szydełkowaniu, papierowej wiklinie, kartkach okolicznościowych oraz o ogródku i urokach natury.
Strony
▼
piątek, 18 lutego 2011
czwartek, 17 lutego 2011
Piękna azalia i problem
Otrzymałam w prezencie piękny kwiat i mam problem.
Przeczytałam o pielęgnacji azalii doniczkowych wiele informacji i jestem pełna obaw, czy sprostam wymaganiom.
W moim domu jest ciepło - dla niej za ciepło. Z podlewaniem nie powinno
być problemów, choć boję się, by jej nie "utopić".
W dniu otrzymania kwiatka, azalia miała dwa razy więcej listków, które po tygodniu zaczęły opadać.
Ma jeszcze sporo pączków i myślę, że wszystkie albo przynajmniej większość rozkwitnie.
Po przykrych doświadczeniach z muszkami i z pożegnaniem się (przeżywałam to bardzo) ze wszystkimi kwiatami, od zeszłego roku zaczęłam na nowo wprowadzać zieleń do domu.
Teraz martwię się, że z takim kwiatkiem mogę przegrać, czego bardzo bym nie chciała - jest taki śliczny.
Przeczytałam o pielęgnacji azalii doniczkowych wiele informacji i jestem pełna obaw, czy sprostam wymaganiom.
W dniu otrzymania kwiatka, azalia miała dwa razy więcej listków, które po tygodniu zaczęły opadać.
Ma jeszcze sporo pączków i myślę, że wszystkie albo przynajmniej większość rozkwitnie.
Po przykrych doświadczeniach z muszkami i z pożegnaniem się (przeżywałam to bardzo) ze wszystkimi kwiatami, od zeszłego roku zaczęłam na nowo wprowadzać zieleń do domu.
Teraz martwię się, że z takim kwiatkiem mogę przegrać, czego bardzo bym nie chciała - jest taki śliczny.
poniedziałek, 14 lutego 2011
Serduszko... słodkie
Wszystkim
zakochanym, kochającym i kochanym
życzę MIŁOŚCI, Miłości, miłości...
Wszystkim, do których Amorek jeszcze nie dotarł,
życzę, by znalazł Was dziś lub w najbliższym czasie :)
Na osłodę - koszyczek
wykonany z dwóch szydełkowych serduszek,
połączonych tasiemką,
a w koszyczku czerwony cukiereczek.
życzę MIŁOŚCI, Miłości, miłości...
Wszystkim, do których Amorek jeszcze nie dotarł,
życzę, by znalazł Was dziś lub w najbliższym czasie :)
Na osłodę - koszyczek
wykonany z dwóch szydełkowych serduszek,
połączonych tasiemką,
a w koszyczku czerwony cukiereczek.
sobota, 12 lutego 2011
O komentarzach i odpowiedziach
Wcześniej, blogujące osoby starały się odpowiadać indywidualnie na
komentarze, teraz obserwuję (u niektórych) nowy sposób odpowiedzi na
komentarze.
Polega to na pisaniu pod nowym postem albo na jego początku odpowiedzi na komentarze do poprzedniej notki.
Często też spotykam ogólne podziękowanie za komentarze albo zupełny brak odpowiedzi na komentarze.
Inną sprawą są same komentarze - wejść na blogi jest sporo, a komentarzy tyle "co kot napłakał".
Wszyscy wiemy, ile energii i motywacji dają komentarze.
Wiemy, że są one milsze i cenniejsze od wszystkich obrazkowych wyróżnień, choć te także wprawią serce w szybszy rytm.
*****
Może ktoś powiedzieć, że jest mniej czasu, że nawał pracy, że pośpiech, że wykorzystywanie czytników, itp., itd.
Może to być wytłumaczeniem dla hurtowego odpowiadania na komentarze w edytowanej właśnie notce, ale czy to jest wygodniejsze?
A co z komentarzami wpisanymi daleko po czasie ukazania się notki - czy w ogóle zostają dostrzeżone?
Najbardziej martwi mnie brak reakcji na komentarze.
Czy to ma znaczyć - lubię otrzymywać komentarze, ale nie odpowiadam, bo... i tutaj są różne tłumaczenia.
Pozostawianie komentarzy bez odpowiedzi, to jak ignorowanie odwiedzających osób. To jakby mijać kogoś i nie odpowiedzieć na jego pozdrowienie.
W takiej sytuacji traci się ochotę na komentowanie gdziekolwiek.
Osobiście wolę (i u siebie przy tym pozostanę) odpowiedzi na komentarze - w komentarzach. Wiadomo wtedy, do jakiej treści komentarza odnosi się odpowiedź.
Trochę to przykre, że jest dużo wejść (każdy na pewno obserwuje to u siebie), a tak mało komentarzy - skoro poświęca się czas, by wyświetlić daną stronę, to można poświęcić kilka sekund na komentarz - a wiemy, jak działają komentarze.
Nie mam na myśli komentarzy złośliwych - to inna sprawa.
Czasami zastanawiam się, czy to znaczy, że moje pisanie przestało być interesujące, że odwiedzający tylko sprawdzają, czy opisałam jakieś nowe rozwiązanie problemu, z którego można tak po prostu skorzystać - bez słowa.
Blog pisze się nie tylko dla siebie, ale także z myślą o innych.
Gdybym chciała pisać dla siebie, robiłabym to w zeszycie... w kratkę :)),
ale gdy dzielę się z innymi, to od innych oczekuję opinii o tym, co zobaczą/przeczytają, bo to pomaga... pisać, robić nowe rzeczy..., ale nikogo nie zmuszam.
Moje komentowanie - początkowo starałam się wpisać choćby dwa słowa, zasygnalizować swoje odwiedziny, później próbowałam robić tak, jak większość - "wejść i wyjść" bez słowa, ale źle się z tym czułam, więc zaczęłam komentować - sporadycznie.
Wyjątkiem były okresy, gdy ręce odmawiały posłuszeństwa do robótek i stukania w klawisze. Wtedy myszka pomagała tylko "podglądać", co nowego pojawiało się w blogach.
Teraz zaczynam wprowadzać w czyn to, o czym napisałam - wyświetlam stronę i pozostawiam komentarz, chociaż co któryś raz.
Zastanawiam się nad zasadą pozostawiania komentarzy u tych, którzy pozostawiają je u mnie.
Obserwuję, że niektóre osoby już tak postępują.
Jeszcze na zakończenie - cenne zdanie, które przeczytałam w jednym z ostatnich maili:
Jak się chce, to się czas znajdzie.
To może być dobre motto...
Zgodnie z nim, mimo nawału, ba (!) nawałnicy zajęć udało mi się znaleźć czas, by napisać moje refleksje na obiecany temat.
*****
Z założenia - miało być krótko (i tak skróciłam tekst), a wyszło, jak wyszło - dużo.
Mam nadzieję, że moimi wywodami nikogo nie uraziłam, nie miałam takiego zamiaru.
Jeśli jednak ktoś poczuł się dotknięty, to serdecznie przepraszam.
Polega to na pisaniu pod nowym postem albo na jego początku odpowiedzi na komentarze do poprzedniej notki.
Często też spotykam ogólne podziękowanie za komentarze albo zupełny brak odpowiedzi na komentarze.
Inną sprawą są same komentarze - wejść na blogi jest sporo, a komentarzy tyle "co kot napłakał".
Wszyscy wiemy, ile energii i motywacji dają komentarze.
Wiemy, że są one milsze i cenniejsze od wszystkich obrazkowych wyróżnień, choć te także wprawią serce w szybszy rytm.
*****
Może ktoś powiedzieć, że jest mniej czasu, że nawał pracy, że pośpiech, że wykorzystywanie czytników, itp., itd.
Może to być wytłumaczeniem dla hurtowego odpowiadania na komentarze w edytowanej właśnie notce, ale czy to jest wygodniejsze?
A co z komentarzami wpisanymi daleko po czasie ukazania się notki - czy w ogóle zostają dostrzeżone?
Najbardziej martwi mnie brak reakcji na komentarze.
Czy to ma znaczyć - lubię otrzymywać komentarze, ale nie odpowiadam, bo... i tutaj są różne tłumaczenia.
Pozostawianie komentarzy bez odpowiedzi, to jak ignorowanie odwiedzających osób. To jakby mijać kogoś i nie odpowiedzieć na jego pozdrowienie.
W takiej sytuacji traci się ochotę na komentowanie gdziekolwiek.
Osobiście wolę (i u siebie przy tym pozostanę) odpowiedzi na komentarze - w komentarzach. Wiadomo wtedy, do jakiej treści komentarza odnosi się odpowiedź.
Trochę to przykre, że jest dużo wejść (każdy na pewno obserwuje to u siebie), a tak mało komentarzy - skoro poświęca się czas, by wyświetlić daną stronę, to można poświęcić kilka sekund na komentarz - a wiemy, jak działają komentarze.
Nie mam na myśli komentarzy złośliwych - to inna sprawa.
Czasami zastanawiam się, czy to znaczy, że moje pisanie przestało być interesujące, że odwiedzający tylko sprawdzają, czy opisałam jakieś nowe rozwiązanie problemu, z którego można tak po prostu skorzystać - bez słowa.
Blog pisze się nie tylko dla siebie, ale także z myślą o innych.
Gdybym chciała pisać dla siebie, robiłabym to w zeszycie... w kratkę :)),
ale gdy dzielę się z innymi, to od innych oczekuję opinii o tym, co zobaczą/przeczytają, bo to pomaga... pisać, robić nowe rzeczy..., ale nikogo nie zmuszam.
Moje komentowanie - początkowo starałam się wpisać choćby dwa słowa, zasygnalizować swoje odwiedziny, później próbowałam robić tak, jak większość - "wejść i wyjść" bez słowa, ale źle się z tym czułam, więc zaczęłam komentować - sporadycznie.
Wyjątkiem były okresy, gdy ręce odmawiały posłuszeństwa do robótek i stukania w klawisze. Wtedy myszka pomagała tylko "podglądać", co nowego pojawiało się w blogach.
Teraz zaczynam wprowadzać w czyn to, o czym napisałam - wyświetlam stronę i pozostawiam komentarz, chociaż co któryś raz.
Zastanawiam się nad zasadą pozostawiania komentarzy u tych, którzy pozostawiają je u mnie.
Obserwuję, że niektóre osoby już tak postępują.
Jeszcze na zakończenie - cenne zdanie, które przeczytałam w jednym z ostatnich maili:
Jak się chce, to się czas znajdzie.
To może być dobre motto...
Zgodnie z nim, mimo nawału, ba (!) nawałnicy zajęć udało mi się znaleźć czas, by napisać moje refleksje na obiecany temat.
*****
Z założenia - miało być krótko (i tak skróciłam tekst), a wyszło, jak wyszło - dużo.
Mam nadzieję, że moimi wywodami nikogo nie uraziłam, nie miałam takiego zamiaru.
Jeśli jednak ktoś poczuł się dotknięty, to serdecznie przepraszam.
piątek, 4 lutego 2011
Delfinki - odsłona 4
Podjęłam osobistą mobilizację polegającą na ustaleniu systematycznych wpisów
o delfinkach.
Początkowo chciałam przyjąć czas stosowany w SAL-ach, czyli wpisy co tydzień, ale doszłam do wniosku, że mi to nie wyjdzie.
Powodów jest kilka.
Po pierwsze i najważniejsze - mam zbyt krótkie chwile w czasie najlepszego (powiedzmy) światła dziennego. Czasami wcale nie mam takich chwil.
Bywa tak szaro i ponuro, że trzeba używać światła sztucznego, a przy takim wyszywać nie mogę - a przynajmniej tego obrazka.
Przy sztucznym świetle, jako tako da się wyszywać (w moim przypadku) drobne jednokolorówki.
W delfinkowym obrazku, w haftowanej obecnie części, panują ciemne kolory, mieszane kolory i są też pojedyncze rozrzucone punkciki.
Po drugie - mam kilka innych pomysłów (choćby serwety - szt.3), które chcę zrealizować w terminie przedświątecznym, o walentynkach nie wspomnę :))
Po trzecie - po niedzieli zacznie się objeżdżanie sklepów (jestem kierowcą rodzinnym), robienie zakupów, dostarczanie koniecznych rzeczy panom majstrom.
Po czwarte - mam małe/spore zaległości w odwiedzinach blogowych i chciałabym trochę nadrobić.
Zatem ustanowiłam sama sobie, że będę zapisywać postępy w wyszywaniu delfinków co 2 (słownie: dwa) tygodnie.
Myślę, że czas, którego nie złapię w jednym, to uchwycę w drugim tygodniu i zawsze będzie co porównać.
Poprzedni wpis dotyczący delfinków wykonałam tydzień i trzy dni temu.
Od tamtego czasu przybyło niewiele, ale zawsze to malutki postęp - jak widać.
Notki o tej wyszywance będą pojawiać się co dwa tygodnie - w piątki.
Przynajmniej takie są moje zamierzenia, a jak będzie - czas pokaże :)
Początkowo chciałam przyjąć czas stosowany w SAL-ach, czyli wpisy co tydzień, ale doszłam do wniosku, że mi to nie wyjdzie.
Powodów jest kilka.
Po pierwsze i najważniejsze - mam zbyt krótkie chwile w czasie najlepszego (powiedzmy) światła dziennego. Czasami wcale nie mam takich chwil.
Bywa tak szaro i ponuro, że trzeba używać światła sztucznego, a przy takim wyszywać nie mogę - a przynajmniej tego obrazka.
Przy sztucznym świetle, jako tako da się wyszywać (w moim przypadku) drobne jednokolorówki.
W delfinkowym obrazku, w haftowanej obecnie części, panują ciemne kolory, mieszane kolory i są też pojedyncze rozrzucone punkciki.
Po drugie - mam kilka innych pomysłów (choćby serwety - szt.3), które chcę zrealizować w terminie przedświątecznym, o walentynkach nie wspomnę :))
Po trzecie - po niedzieli zacznie się objeżdżanie sklepów (jestem kierowcą rodzinnym), robienie zakupów, dostarczanie koniecznych rzeczy panom majstrom.
Po czwarte - mam małe/spore zaległości w odwiedzinach blogowych i chciałabym trochę nadrobić.
Zatem ustanowiłam sama sobie, że będę zapisywać postępy w wyszywaniu delfinków co 2 (słownie: dwa) tygodnie.
Myślę, że czas, którego nie złapię w jednym, to uchwycę w drugim tygodniu i zawsze będzie co porównać.
Poprzedni wpis dotyczący delfinków wykonałam tydzień i trzy dni temu.
Od tamtego czasu przybyło niewiele, ale zawsze to malutki postęp - jak widać.
Notki o tej wyszywance będą pojawiać się co dwa tygodnie - w piątki.
Przynajmniej takie są moje zamierzenia, a jak będzie - czas pokaże :)
środa, 2 lutego 2011
O linkowaniach wzajemnych
W taką pogodę (szaro, buro, byle jak) tylko usiąść i... pisać.
Zatem refleksja o linkowaniu - kiedyś, gdzieś wspomniałam, że o tym napiszę.
Linkowanie w zabawach.
Długo był spokój, ale ostatnio znów pojawiły się zabawy, które nakazują w ramach nagrody czy wyróżnienia wskazać (linkami) kolejne blogi - znaczy wybrać/wyróżnić je.
Dawno przestałam bawić się w takie zabawy, bo choć otrzymanie wyróżnienia jest bardzo miłe dla serducha, to jednak to samo serducho ogromnie stresuje się podczas wybierania kilku z wielu ulubionych, które są w zakładkach.
Jednak nie o linkowaniu w zabawach miałam pisać, więc wracam do tematu.
Odwzajemnianie linków w zakładkach.
Jak sięgnę pamięcią - gdy zaczynałam moją przygodę z blogowaniem, naturalnym wydawał się miły zwyczaj informowania w komentarzach (lub nawet pytania) przez odwiedzającą osobę o dodawaniu linku odwiedzanego blogu do własnych zakładek.
Naturalnym posunięciem było odwzajemnienie linkowania blogu.
Jednak początkowo, nowe blogi powstawały powoli i nieśmiało..., więc nie było z tym problemu, a teraz...
To prawda - po czasie nieśmiałości, zaczęło przybywać coraz więcej blogów i w tej chwili jest ich bardzo, bardzo dużo i ciągle przybywa.
To jest ogromie pocieszające, że rękodzieło przeżywa drugą albo kolejną młodość i osoby robótkujące dotychczas w zaciszu domowym wychodzą z tego kącika, ale (tak myślę) nie można zapominać o dobrych zwyczajach i trzeba je pielęgnować tak, jak swoje robótki.
Wspomniane zabawy mają (pośrednio) na celu reklamowanie blogów.
A przecież umieszczanie linków w zakładkach, to nie tylko wskazanie odwiedzanych, ale także sposób polecania blogów, z których można czerpać inspirację, mimo braku aktywności niektórych autorów.
Dlatego ja w zakładkach pogrupowałam linki do blogów tak, by wskazać wiodące techniki robótkowe.
Czyż to nie jest reklama???
Jeśli ktoś trafia do mnie dzięki linkom do moich blogów znajdujących w blogu X, to dlaczego osoby odwiedzające moje blogi nie mają trafiać do tegoż blogu X poprzez link umieszczony w moich zakładkach?
Zatem, polecanie blogów może przyjmować (jak było to wcześniej) grzecznościową formę odwzajemniania linków, ale nie musi...
Faktem jest, że taki zwyczaj wzajemnego linkowania blogów był bardzo sympatyczny i WIELKA SZKODA, że zaczyna on zanikać.
Oczywiście nie uogólniam, bo są osoby, które chwilowo mają ważniejsze sprawy niż komentowanie bądź uzupełnianie zakładek.
Jednak jest to do zrobienia na bieżąco, jeśli ktoś odwiedzający kolejny raz dany blog zostawi wiadomość, że dodał link do swoich zakładek.
Może warto reaktywować i utrzymywać ten miły zwyczaj wzajemnego linkowania, bo właśnie w ten sposób możemy odwzajemniać odwiedziny, wskazywać wartościowe inspiracje i trafiać do wspaniałych osób.
Bardzo dziękuję za odwiedzanie i linkowanie moich blogów oraz za pozostawianie sympatycznych, motywujących komentarzy :)
Obiecałam też napisać na temat komentarzy, ale to zrobię w oddzielnej notce.
Zatem refleksja o linkowaniu - kiedyś, gdzieś wspomniałam, że o tym napiszę.
Linkowanie w zabawach.
Długo był spokój, ale ostatnio znów pojawiły się zabawy, które nakazują w ramach nagrody czy wyróżnienia wskazać (linkami) kolejne blogi - znaczy wybrać/wyróżnić je.
Dawno przestałam bawić się w takie zabawy, bo choć otrzymanie wyróżnienia jest bardzo miłe dla serducha, to jednak to samo serducho ogromnie stresuje się podczas wybierania kilku z wielu ulubionych, które są w zakładkach.
Jednak nie o linkowaniu w zabawach miałam pisać, więc wracam do tematu.
Odwzajemnianie linków w zakładkach.
Jak sięgnę pamięcią - gdy zaczynałam moją przygodę z blogowaniem, naturalnym wydawał się miły zwyczaj informowania w komentarzach (lub nawet pytania) przez odwiedzającą osobę o dodawaniu linku odwiedzanego blogu do własnych zakładek.
Naturalnym posunięciem było odwzajemnienie linkowania blogu.
Jednak początkowo, nowe blogi powstawały powoli i nieśmiało..., więc nie było z tym problemu, a teraz...
To prawda - po czasie nieśmiałości, zaczęło przybywać coraz więcej blogów i w tej chwili jest ich bardzo, bardzo dużo i ciągle przybywa.
To jest ogromie pocieszające, że rękodzieło przeżywa drugą albo kolejną młodość i osoby robótkujące dotychczas w zaciszu domowym wychodzą z tego kącika, ale (tak myślę) nie można zapominać o dobrych zwyczajach i trzeba je pielęgnować tak, jak swoje robótki.
Wspomniane zabawy mają (pośrednio) na celu reklamowanie blogów.
A przecież umieszczanie linków w zakładkach, to nie tylko wskazanie odwiedzanych, ale także sposób polecania blogów, z których można czerpać inspirację, mimo braku aktywności niektórych autorów.
Dlatego ja w zakładkach pogrupowałam linki do blogów tak, by wskazać wiodące techniki robótkowe.
Czyż to nie jest reklama???
Jeśli ktoś trafia do mnie dzięki linkom do moich blogów znajdujących w blogu X, to dlaczego osoby odwiedzające moje blogi nie mają trafiać do tegoż blogu X poprzez link umieszczony w moich zakładkach?
Zatem, polecanie blogów może przyjmować (jak było to wcześniej) grzecznościową formę odwzajemniania linków, ale nie musi...
Faktem jest, że taki zwyczaj wzajemnego linkowania blogów był bardzo sympatyczny i WIELKA SZKODA, że zaczyna on zanikać.
Oczywiście nie uogólniam, bo są osoby, które chwilowo mają ważniejsze sprawy niż komentowanie bądź uzupełnianie zakładek.
Jednak jest to do zrobienia na bieżąco, jeśli ktoś odwiedzający kolejny raz dany blog zostawi wiadomość, że dodał link do swoich zakładek.
Może warto reaktywować i utrzymywać ten miły zwyczaj wzajemnego linkowania, bo właśnie w ten sposób możemy odwzajemniać odwiedziny, wskazywać wartościowe inspiracje i trafiać do wspaniałych osób.
Bardzo dziękuję za odwiedzanie i linkowanie moich blogów oraz za pozostawianie sympatycznych, motywujących komentarzy :)
Obiecałam też napisać na temat komentarzy, ale to zrobię w oddzielnej notce.
wtorek, 1 lutego 2011
Podstawki z haftem
Wyszyłam drobiazg do zamontowania w podstawce przysłanej przez Motylka.
Przewidzianym motywem w zestawie był koliberek, ale ja wybrałam motyw z załączonych dodatkowo schematów.
Motyw ten wskazuje od kogo podstaweczka przywędrowała.
Schemat przewiduje wyszywanie muliną DMC.
Ja wyszyłam Ariadną, a kolory dobierałam według kolorystyki druku.
Tuż po skończonym wyszywaniu - jak widać przekombinowałam gałązeczkę z prawej strony motylka.
Po wypraniu i wyprasowaniu hafcik został zamontowany w podstawce.
Teraz mam dwie podstaweczki - obie od Motylka, choć w jednej jest hafcik mojego wykonawstwa.
Koliberki wyszyję w innym terminie i już wiem, jakie będzie ich przeznaczenie.
Przewidzianym motywem w zestawie był koliberek, ale ja wybrałam motyw z załączonych dodatkowo schematów.
Motyw ten wskazuje od kogo podstaweczka przywędrowała.
Schemat przewiduje wyszywanie muliną DMC.
Ja wyszyłam Ariadną, a kolory dobierałam według kolorystyki druku.
Tuż po skończonym wyszywaniu - jak widać przekombinowałam gałązeczkę z prawej strony motylka.
Po wypraniu i wyprasowaniu hafcik został zamontowany w podstawce.
Teraz mam dwie podstaweczki - obie od Motylka, choć w jednej jest hafcik mojego wykonawstwa.
Koliberki wyszyję w innym terminie i już wiem, jakie będzie ich przeznaczenie.