Ostatnie dwa weekendy były wyjazdowe w celu odwiedzenia grobów naszych Bliskich.
Od lat robimy tak, że nie jedziemy 1 listopada, ale dwa tygodnie i tydzień wcześniej
Jakże różna była pogoda, a wraz z nią widoki zza szyb samochodu.
Jako, że ja dzierżę stery jako kierowca, to w czasie jazdy mój Ktosiu pstryka fotki.
Uprzedzam - jest sporo zdjęć, ale miałam problem z wyborem kilku z kilkudziesięciu...
Dwa tygodnie temu...
gdy wyjeżdżaliśmy z domu, była mgła i widoczność niewielka.
W miarę upływu czasu podróży mgła rozrzedzała się, aż w pewnym momencie gdzieś się rozmyła.
Ktosiu nie chciał robić zamglonych fotek, ale później chwycił za aparat i coś tam napstrykał.
Na niektórych fotkach widać, że gdzieś jeszcze ta niewielka mglistość pozostała.
Dzień był taki szary i ponury, że nawet jesienne kolory nie były takie kolorowe.
Na zakończenie pomarańczowo-brązowe drzewo.
Tydzień temu...
raniutko było podobnie - gęsta mgła, że ledwie widać drogę, ale tego dnia zaczęło słoneczko przebijać się przez tę mgłę i miejscami była ona rzadka albo znikała za lasami, by po kilku kilometrach znów się pojawić i zasłonić widoczność.
Jednak w drodze powrotnej nie było śladu mgły i Ktosiu chętnie napstrykał sporo fotek.
Spojrzenie w korony drzew...
Jak natura potrafi pięknie zgrywać kolory...
Żółte/pomarańczowe na tle zielonego...
Szkoda tylko, że nie dało się bardziej przybliżyć tego, co Ktosiu pstryknął przypadkiem.
Jakaś budka obserwacyjna w towarzystwie fikuśnego drzewa...
Miejscami drzewa, jak przystrzyżone, tworzyły równą linię na granicy z niebem...
Innym razem tworzyły układ dwupiętrowy... i dwukolorowy...
Tam, gdzie zamiast ekranów była siatka, widoki też były piękne...
Na zakończenie drzewo - cytryna na patyku...
Dwie podróże i dwa oblicza jesieni - szarobura, smutna i słoneczna radosna...
Jesień potrafi być cudowna, gdyby jeszcze była ciepła... marzenie moich rąk. :)