poniedziałek, 31 maja 2010

Czy jest coś bardziej złośliwego?...

Chyba nie ma nic bardziej złośliwego, niż złośliwość rzeczy martwych.

Ale, od początku...

W sobotę u mnie był piękny dzień - było dość ciepło, świeciło słoneczko i nogi same niosły do ogródka, w którym przez ostatnie pochmurne dni nic nie robiłam, a zielsko rozpanoszyło się na całej linii.
Pracowało się przyjemnie - dla rąk taki inny rodzaj czynności, to dobra gimnastyka w sprzyjających warunkach.

Długo jednak nie popracowałam, ponieważ umówiona byłam na rozmowę telefoniczną na określoną godzinę popołudniową z kimś z bardzo daleka.
Zakończyłam więc pracę i wróciłam do domu.
Zrobiłam sobie kawkę i czekając na dźwięk telefonu włączyłam komputer.
Nie będę pisać szczegółów, bo długo by pisać.
Okazało się, że komputer nie chciał połączyć się z Internetem.
Po sprawdzeniu wszystkich kabelków podjęłam próbę łączenia i... NIC.
Sprawdziłam telefon i... wyszło szydło z worka - telefon był głuchy.

Można sobie wyobrazić moją wściekłość, że musiało się coś popsuć akurat w tym momencie, gdy ja czekałam na umówioną rozmowę.

Oczywiście natychmiast zostało to zgłoszone w odpowiednim miejscu, gdzie poinformowano mnie, że zgłoszenie zostało przyjęte do realizacji.

Uff!
Długo nie czekałam na naprawę, bo w niedzielę przed południem wszystko działało już bez zarzutu i działa do dziś.
Mogłam zatem napisać maila umawiając się na ponowne połączenie.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy...

Tym razem połączenie nastąpiło bez przeszkód i pogaduliłyśmy sobie przy kawce godzin kilka - było całkiem sympatycznie.
Niedługo będziemy mogły znów poszeptać do słuchawki.

*****

Rzeczy martwe dają się "przekonać" do poprawnego działania (albo się z nimi rozstajemy), gorzej jest z przyrodą - ciągle pada...

piątek, 28 maja 2010

Na początku i na końcu

W momencie, gdy włączyłam komputer, za oknem zrobiło się ciemno i rozpadało się.
Przez moment myślałam, że będzie burza, ale udało się - nie burzyło.
Gdy chmura poszła sobie dalej, zaświeciło słoneczko, ale deszcz padał dalej.
Pomyślałam: pewnie pojawi się tęcza i... miałam rację.

To zobaczyłam z okna.

Mój dom (blok) znalazł się na jej końcu, ale nie poszłam szukać garnca.


Właściwie, to nie miało być o tęczy, ale tak wyszło - na gorąco.

Jak pisałam, w chwilach, gdy tylko ręce mogą coś robótkować, chwytam za druty lub igłę.
Robię powoli i z duuużymi przerwami, więc małe fragmenty zajmują mi dwa trzy dni, podczas gdy komuś zajęłoby to chwilkę.

O tym, co na drutach piszę w Moich, splocikowych oczkach.
Natomiast to, co zaczęłam robić igiełką, to metryczka.

Jestem na początku.
Mam sporo czasu, ale już zaczynam, żeby później nie spieszyć się.
Pojawił się pierwszy element i jak każdy następny, nie będzie zawierał danych dopóki nie zostaną ujawnione.

Zaczęłam wyszywać element drugi, ale pokażę go, gdy będzie cały.

*****

Dziękuję za odwiedziny i ciepłe komentarze z życzeniami.

środa, 19 maja 2010

Siły natury i coś jeszcze...

Siły natury nie są przyjazne ludziom.

Podczas, gdy jedne są do okiełznania, inne mają ludzkie zabiegi "w nosie".
Tak się dzieje z wodą, która poprzez najmniejsze szczelinki znajduje sobie drogę. Szczelina powiększa się i droga staje się szeroka, szersza... i woda zalewa.
Tak się dzieje na południu Polski.
Kolejny dzień i wody nie ubywa, bo deszcze dolewają kolejne dawki.

Bardzo współczuję wszystkim, którzy w tych dniach doświadczają strat i zniszczeń spowodowanych żywiołem, muszą opuszczać swoje domy i zostawiać dobytek.

Myślę o naszych Koleżankach i Kolegach (robótkujących) z zalewanych okolic i mam nadzieję, że pogoda zmieni się na lepszą, woda szybko ustąpi i znów będzie dobrze.

Trzymajcie się kochani!!!

*****
Ta pogoda mnie również dotyczy i choć nie zalewa mnie woda, to dokucza mi ból dłoni, a szczególnie palców - dlatego moja przerwa w robótkowaniu.
Tak się dzieje, gdy jest zimno (dłonie zmarzną) i jest duża wilgotność powietrza. Tak zdarza się nawet latem, gdy jest wysoka temperatura, ale wilgotność powietrza sięga 80%.
Jednak mój ból jest niczym w porównaniu z tym, co przeżywają ludzie w czasie powodzi.

Ostatnio są chwile, gdy ból zanika albo jest tak mało dokuczliwy, że mogę chwycić za druty bądź igłę, ale nie na długo, bo on wraca i znów muszę robótkę odłożyć.
Efektem tego są dwie robótki:
- jedna na drutach - mam kilka rzędów do skończenia nietoperza, którego zaczęłam robić od nowa po tygodniowej przerwie,
- wyszukałam zdjęcie (nie znalazłam schematu) metryczki, które traktuję jako pomysł na moją wyszywankę - postawiłam kilka pierwszych krzyżyków.

Z przerwami mogę też popisać, a efektem tego jest odpowiedź na maile, ale nie na wszystkie - jeszcze sporo ich zostało.
Proszę o cierpliwość - odpiszę na wszystkie.
Efektem jest także ta notka, która powstała podczas dwóch dni.
Bardzo Wam dziękuję za komentarze z życzeniami i maile pełne ciepłych słów - to pomaga i działa jak balsam.
Dziękuję ...