Jednak z przyczyn niezależnych notka powstała dziś.
Mam wrażenie, że pustułki wędrują wraz ze mną.
Pięć lat temu mieszkałam w innym miejscu i tam obserwowałam pierwsze loty młodego sokoła.
Teraz mieszkam w innym miejscu i znów w moim sąsiedztwie pojawiły się sokoły - tym razem nieco bliżej, ale aparat, który mam obecnie nie do końca jeszcze opanowałam, więc niektóre fotki są mniej wyraźne.
Uprzedzam..., będzie sporo fotek wybranych z większej ilości. :)))
Para pustułek, która osiedliła się w sąsiednim bloku wykarmiła dwoje dzieci.
Nadszedł czas, gdy młode powinny opuścić gniazdo i... rozpoczęła się nauka.
Najpierw poznawanie otoczenia i wsłuchiwanie się w odgłosy natury.
Początkowo nieśmiało wyściubiały swoje dzióbki...
Później nieco odważniej...
Aż w końcu ledwie mieściły się w otworze muru...
Rodzice udzielali instrukcji...
i kontrolowali poczynania dziatwy...
- Nie ma na co czekać - startujcie...
- Uwagaaa!
Będę startować!!!
- Dobrze poszło pierwszemu.
Teraz kolej na ciebie...
- Eeee, poczekam jeszcze chwilkę...
- Udało się... przeleciałem na drugi blok!
Było trochę trudno, ale żyję!!! :)))
- Dobrze wyszło... leć dalej...
- Wracam do gniazda... na chwilkę...
- Tylko uważaj, by dobrze wycelować do dziupli...
- Nie było tak źle :)))
Za chwilę spróbuję znowu...
Siedziałam na balkonie i popijając kawkę obserwowałam poczynania sokolej młodzieży :)
To było piękne widowisko... :)
A razem ze mną, sokolej rodzince przyglądała się moja sunia, tak trochę z ukrycia. :)))
W następnym odcinku będzie kilka migawek z sokolich lotów.