Od półtora tygodnia dokuczają mi korzonki.
Nieznośny ból sprawiał, że nie mogłam posiedzieć przy komputerze tak długo jak
lubię.
Parę razy wpadłam, aby wpisać notkę albo zerknąć na dwa, trzy blogi i po paru
minutach zmuszona byłam uciekać w pozycję leżącą bądź półleżącą.
Dlatego też moje komentarze pojawiały się sporadycznie i na niektórych blogach.
W takiej półleżącej pozycji wyszywałam Barana.
Trochę robię na drutach, ale ta robótka postępuje powoli.
Przez tę nieznośną dolegliwość mam opóźnienia w przygotowaniach do Świąt, ale
jest już na tyle dobrze, że mogę od jutra delikatnie zabrać się za część
porządków.
Za to dziś w ramach rekonwalescencji, spędziłam dwie godziny na działce.
Było fantastycznie!
Świeciło słoneczko, zero wiatru, po prostu wymarzona pogoda na relaks.
Oczywiście prace działkowe wykonywał mąż, a ja oddałam się jednej z moich pasji
- fotografowaniu wszystkiego.
Oto efekty - kilka wybranych fotek:
Tulipanki, które zakwitają zawsze na 1 kwietnia.
Pięknie otworzyły się w promieniach słońca.
Gdy słońce zaczęło zachodzić, tulipanki zamknęły kielichy i też pięknie
wyglądały.
Białe i niebieskie hiacynty - wydawało mi się, że tu sadziłam tylko
niebieskie.
Rozkwitają sasanki te jasne, a za parę dni rozkwitną ciemne.
Białe i czerwone są jeszcze malutkie - wysiane w zeszłym roku.
Często ptaszki przyglądają się naszym poczynaniom na działce.
Poniżej jedna z kilku sikorek, które zadomowiły się w naszych budkach lęgowych.
W oczku jest fałda z foli i tu usadowiła się żabka, która
wtórowała "rozgadanym" sikorkom, ale im nie dorównała.
I pomyśleć, że te fotki powstały przez... korzonki.
Gdyby nie one, pewnie ryłabym w ziemi, aby usunąć to, co nie potrzebne.