poniedziałek, 29 czerwca 2009

Zaczęło się od jednego... niebieskiego

Przy okazji robótkowego świętowania zrobiłam dwa pierwsze, niebieskie motylki.
Od tamtego dnia, co któregoś wieczoru przylatuje jeden kolorowy motylek.
To znaczy, że szydełko powoli wraca do łask.
Ostatnio pojawił się jeden wielobarwny i zaraz został otoczony przez te, które już zadomowiły się u mnie.
Jak widać zleciała się już spora gromadka, ale widzę, że zbliżają się następne - w innych kolorkach.


Do łączenia zastosowałam "włochate" druciki i z braku koloru czarnego (w sklepie), motylki mają tułów oraz czułki kolorowe - jak widać wyżej.


Druciki z bliska.

Wiem, że przyjdzie taki czas, gdy motylki wyfruną w różne strony świata, ale póki co, pocieszą moje oczy.

piątek, 26 czerwca 2009

Gdy w ogródku królują czereśnie

W tym roku, po raz pierwszy od kilku lat, nasza młoda czereśnia ma tak dużo owoców.
Mimo, że jest mokro, bo ciągle pada i sporo owoców po prostu gnije na gałęzi, to jeszcze jest tyle, że wystarcza dla szpaków i dla nas.

Owoce są ogromne - średnica tych największych waha się od 2,5 do 3,0 cm.
Czereśnie mają wzięcie nie tylko na surowo, ale także gotowane - są smakowite w kompocie, galaretce, cieście i... pierogach.
Wczoraj zerwaliśmy sporą porcję do "zapakowania" w słoiczki, na ten czas, gdy nie będzie ich na drzewie.

Jak patrzyłam na te smakowite czereśnie, to nie mogłam powstrzymać się, musiałam zrobić pierogi mimo niedomagania ręki.
Skoro ręka, która pobolewa przy wykonywaniu pewnych (ciągle powtarzanych czynności) i ma od nich odpocząć wykonując inne czynności niż przy robótkach szydełkowych bądź drutowych, to musiałam sprawdzić, czy robienie pierogów będzie dla niej uciążliwe.

Bardzo starałam się, aby ręka prawa, zwykle bardzo aktywna, tym razem przy robieniu pierogów pracowała jedynie jako "asystent" lewej ręki.
Mimo wszystko były syknięcia przy mocniejszym naciśnięciu, ale chęć zjedzenia pierożków z czereśniami była silniejsza.
Dziś trochę odczuwam, że mam łokieć, ale co tam - pierożki były smaczniusie :)

Kiedyś, pisałam o pierogach z czereśniami. Opisałam wówczas, jak przygotowuję ciasto i jak lepię pierożki.
Dziś uzupełnienie do tamtej notki w postaci zdjęć.

Opłukane i wybrane czereśnie - te mniejsze, aby zmieściły się w aparaciku do pierożków.


Ciasto wykonane ze składników podanych we wcześniejszej notce i  rozwałkowane.
Aparacikiem wykrojone krążki.


Powierzchnia aparaciku posypana mąką, na nią położony krążek ciasta, a na nim 2 czereśnie ułożone dziurkami do siebie.
Po złożeniu aparacik zaciska się, a nadmiar ciasta zdejmuje się.


Aparacik należy otwierać delikatnie, aby nie uszkodzić ciasta - pierożek gotowy.


"Bateria" pierożków w oczekiwaniu na "wskoczenie" do garnka.

Taki aparacik, to wspaniałe urządzenie, które pomaga mi od kilku lat w czynności lepienia pierogów.
Bez niego nie podjęłabym się (szczególnie w obecnej sytuacji) robić pierogi i lepić ręcznie, jak to robiła moja Babcia.

Lepienie pierogów, to moja część pracy, zaś mój Osobisty kucharz zajmuje się drugą częścią czyli gotowaniem pierogów.
Ugotowane i odcedzone pierogi trafiają na talerz.
Polane osłodzoną (do smaku) śmietaną, długo na tym talerzu nie poleżą, chyba tylko na fotce :))



Smacznego!!!

Dojrzewają już ciemne czereśnie, więc mimo lekkiego (naprawdę lekkiego) bólu ręki, pierogowy obiadek będzie powtórzony.

wtorek, 16 czerwca 2009

Niebieskie motylki zrobione szydełkiem

Świętowałam sama (chyba?).
Robótkujące z mojego miasta albo wyjechały na weekend albo nie chciały brać udziału w Światowym Dniu Dziania Publicznego.
Objechałam ważniejsze, częściej odwiedzane punkty miasta i nie spotkałam żadnej robótkującej osoby.
Na koniec wojaży przysiadłam przy pięknej fontannie (jednej z młodszych) i wyjęłam z torebki nici i szydełko.
Miałam też druty i rozpoczętą robótkę, ale zorientowałam się, że pakując druty nie zabrałam ze sobą gazetki z opisem wykonywanej serwetki.
Nie zabrałam też aparatu, więc zdjęć plenerowych nie ma.

Spojrzenia przechodzących obok mnie były różne - jedne ironiczne, inne wskazujące na zaciekawienie i podziw.
Jedna z przechodzących kobiet (młoda mama) zagadnęła - co ładnego robię?
Odpowiedziałam, że będzie to motylek, który może być zawieszony np. w oknie albo na suchych gałązkach umieszczonych w wazonie.
Moja rozmówczyni stwierdziła, że chętnie nauczyłaby się robić takie motylki.
Umówiłyśmy się na naukę - przy tej samej fontannie.

Robiłam więc szydełkowe motylki, a w zasadzie elementy, które odpowiednio złożone i złączone dają właściwy efekt.
Do łączenia zastosowałam powlekany drucik - fotkę wykonałam już w domu.
Przypomniał mi się film o niebieskim motylu i chłopcu, który poszukiwał tego motyla- czy ktoś pamięta film?

Moje niebieskie - cieniowane - motyle.
Jeden jeszcze ma postać "kwiatka", a drugi jest już motylkiem.


Próbnego motylka zrobiłam wcześniej (schemat zaczerpnęłam z gazetki "Diana Robótki Extra" nr 2/2006) , ale pofrunął do koleżanki zanim zdążyłam zrobić fotkę.

*****
Zaczęłam trochę robić szydełkiem i na drutach, ale bez przesady.
Ból ręki jest już niewielki, mogę wykonywać coraz więcej czynności, których ostatnio unikałam.
Nie mam ochoty wracać to tego co było, więc z robótkami nie będę przesadzać, ale będzie mi bardzo miło, gdy nadal będziecie tu do mnie zaglądać.

sobota, 13 czerwca 2009

Hafciarka już... haftuje

Robótkę, o której wspominałam wcześniej, a która została rozszyfrowana jako hafciarka, skończyłam 3 dni temu.

Hafciarka wyszyta została z dodatkiem, ale teraz go nie ujawniam.


Tak bardzo spodobał mi się ten obrazek, że postanowiłam wyszyć drugi - nieco inny.
W czwartek dokonałam przeróbek i w piątek zaczęłam wyszywanie.
Ponieważ pogada nie sprzyjała wychodzeniu z domu, więc wyszywałam trochę więcej niż zwykle.
Ręka prawa nadal pobolewa (mniej nieco), ale już częściej ona "pracuje" i wyszywanie przebiega szybciej.
Na obecną chwilę początek drugiego obrazka wygląda... trochę podobnie.


Dziś, co prawda, więcej słońca jest, ale za to wieje nieprzyzwoicie.
Chwilę byłam na działce, bo miałam nadzieję, że trochę tam popracuję, ale zmarzłam i uciekłam do domu.

Teraz, w tej chwili, zobaczyłam, że... w tej części oba obrazki różnią się pewnym szczegółem.
Ciekawe, czy ktoś dostrzeże różnicę?

piątek, 12 czerwca 2009

Dopóki truskawki są...w sezonie

Sezon truskawkowy w pełni i truskaweczki zjadamy pod różnymi postaciami.

Ostatnio ciągle pada i niektóre truskawki są jakieś bez smaku - takie właśnie kupiłam w poprzednią sobotę.
Nie chcąc wyrzucić takich owoców, pokombinowałam z tego, co miałam "pod ręką".

Truskawkowo-twarożkowy przysmak
(dwie wersje)
Wersja 1

Składniki:

2 kostki twarogu śmietankowego (po 250 g każda),
50 dag truskawek,
2 galaretki (miałam truskawkową i wiśniową),
3 łyżki cukru.

Wykonanie:
Truskawki opłukać i oczyścić z szypułek. Zagotować 1/2 l wody z cukrem, rozpuścić obie galaretki i pozostawić do wystygnięcia. Gdy galaretka zmieni konsystencję na ciągnącą, przygotować twarożek. Około 10 dag truskawek pokroić w grube talarki. Pozostałe truskawki zmiksować z twarogiem. Wsypać do masy pokrojone truskawki i wlać tężejącą galaretkę. Wszystko wymieszać i wlać do formy. Ja wykorzystałam małą tortownicę o średnicy 21 cm. Wstawić do lodówki, by przysmak dobrze stężał.

Dekorować można dowolnie, według uznania.
Ja wykonałam przysmak na próbę - bez dekoracji.
Smacznego!!!
*****

Przed wolnym czwartkiem znów kupiłam truskawki (smaczne), ale tym razem oprócz twarogu i galaretek, kupiłam śmietankę (Śnieżkę).
Tę wersję wykonałam dla gości, którzy zapowiedzieli, że przejeżdżając przez moją miejscowość, wstąpią na kawę.

Wersja 2

Składniki:
1 kostka twarogu śmietankowego (250 g),
50 dag truskawek,
2 galaretki (truskawkowa i wiśniowa),
3 łyżki cukru,
150 ml mleka,
śmietanka Śnieżka.

Wykonanie:
Truskawki opłukać i oczyścić z szypułek. Zagotować 1/2 l wody z cukrem, rozpuścić obie galaretki i pozostawić do wystygnięcia. Gdy galaretka zacznie tężeć, przygotować masę z twarogu i truskawek. Około 10 dag truskawek pokroić w grube talarki. Pozostałe truskawki zmiksować z twarogiem. Śmietankę wymieszać z mlekiem i ubić na sztywno.
Do masy truskawkowo-twarogowej wlać tężejącą galaretkę, dodać pokrojone truskawki oraz ubitą śmietankę. Wszystko delikatnie wymieszać i wlać do tortownicy. Wstawić przysmak do lodówki, by dobrze stężał.
Smacznego!!!

Druga wersja była "lżejsza" i puszysta - miała efekt truskawkowej pianki.
Fotki tej wersji nie zdążyłam zrobić, bo przysmak dosłownie zniknął w mgnieniu oka.
Do końca sezonu truskawkowego przynajmniej jeszcze raz (albo dwa) zrobię ten przysmak.

środa, 10 czerwca 2009

Były pierwsze, będą też następne...

Koleżanka, którą uczyłam wyszywać krzyżykami, skończyła swój obrazek.
Zrobiła trochę błędów i pomyliła odcienie nitki, ponieważ wyszywała wieczorem - tak bardzo wciągnęła Ją ta robótka.
Postanowiła nie poprawiać błędów, ponieważ chce zachować obrazek, jako pamiątkę stawiania pierwszych krzyżyków.
Nie pozwoliła mi zrobić fotki, więc nie mogę zaprezentować Jej pierwszej pracy.

Natomiast moja wyszywanka (wyszywałyśmy ten sam obrazek) wygląda tak  i czeka na pomysł na oprawę:

Koleżanka jest bardzo zadowolona z nauki i już zaczęła wyszywać kwadraciki na igielnik - taki, jaki widziała u mnie.

Oto początek Jej igielnika - z jednej strony wyszywa wzorek z mojego igielnika, a z drugiej wyszyje coś, co sama coś zaprojektuje:


Jak widać, w świecie robótkowiczek, pojawiła się kolejna wielbicielka krzyżyków.

piątek, 5 czerwca 2009

Nauki ciąg dalszy i nowa robótka

Koleżanka coraz lepiej zaczyna sobie radzić z krzyżykami i jest już na półmetku obrazeczka.
Nie chcąc skończyć obrazka przed nią, zabrałam się za wyszywanie innego, również jednobarwnego.
Jest tak, że gdy wyszywam z koleżanką (u niej) - kontynuuję obrazek pierwszy, ale u siebie wyszywam ten drugi

Po dwóch dniach moja druga wyszywanka wyglądała tak:


W trzecim dniu pracy doszło niewiele i prezentuje się tak:


Niektóre osoby pewnie potrafią odgadnąć co wyszywam, bo kiedyś same to wyszywały.

Ponieważ prawa ręka zaczyna sobie lepiej radzić przy krzyżykowaniu, więc wyszywam nią nieco więcej i tylko dla chwili wytchnienia przekładam igiełkę do ręki lewej.
Szydełka jeszcze nie ruszam, ale druty już poszły w powolny taniec i przez tę próbę skończyłam niebieską serwetkę.
Wniosek - póki co, druty będę używać w małej ilości do drobnych wyrobów.

Przy okazji wiadomości o wracaniu ręki do jako takiej sprawności...

Bardzo gorąco dziękuję wszystkim za wparcie i ciepłe słowa otuchy
- tak w komentarzach, jak i w mailach.
Takie słowa sprawiają, że zapomina się o bólu, o problemach,
chce się myśleć inaczej i chce się robić coś nowego.
Jestem Wam wdzięczna, że jesteście, że zaglądacie do obu blogów,
że swoimi słowami i uczynkami sprawiacie mi radość,
która często wzrusza mnie do łez...
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

wtorek, 2 czerwca 2009

Nauka haftowania i nabytek

Koleżanka nabrała ochoty, by nauczyć się wyszywać krzyżykami.
Zaproponowałam Jej wzorki jednokolorowe, z których wybrała akurat ten, który miałam na myśli.
Od pewnego czasu miałam ochotę wyszyć ten obrazek mimo, że na wielu blogach można go zobaczyć.

Po pierwszym dniu nauki, efekt mojej wyszywanki (pracy dwóch rąk na zmianę) jest taki:


U koleżanki jest o połowę mniej krzyżyków, ale bardzo stara się i pewnie do końca tygodnia krzyżyczków będzie dużo więcej.

W czasie nauki - od słowa do słowa - wyszło, że koleżanka jakiś czas temu, nabyła coś w sklepie z rzeczami z odzysku.

To coś wygląda tak:

Koleżanka próbowała wypełnić, ale zaprzestała z dwóch powodów.
Pierwsze - zabrakło włóczki w odpowiednich kolorach.
Drugie - zabrakło chęci.

Zatem zostałam obdarowana tym czymś i nawet już mam na to pomysł, ale najpierw muszę usunąć kępki włóczki z wypełnionych fragmentów kanwy.