czwartek, 27 września 2007

Równowaga... Waga

Równowaga wewnętrzna, to chyba najlepsza cecha urodzonych nie tylko w znaku Wagi.

Powoli dobiega końca gromadzenie w mojej galerii obrazków ze znakami zodiaku.
Pozostały tylko dwa znaki do zamknięcia cyklu zodiakalnego.

Czy jest ktoś, kto spod tego znaku odwiedza mnie na blogu?

WAGA
(24.09 -23.10)


 
Wszystkim odwiedzającym mnie zodiakalnym Wagom, życzę wiele radości i pomyślności każdego dnia.
Moja galeria znaków zodiaku
---

Koziorożec (ja) - TUTAJ
Wodnik - TUTAJ
Ryby - TUTAJ
Baran - TUTAJ
Byk - TUTAJ
Bliźnięta - TUTAJ
Rak - TUTAJ
Lew -TUTAJ
Panna - TUTAJ

poniedziałek, 24 września 2007

Wracam, wracam...

Wracam do formy, wracam do blogowania, wracam...

Korzystając z pięknych dni: ostatniego dnia lata i pierwszego dnia jesieni, wybraliśmy się z mężem (i z pieskiem) w jedną z naszych podróży "przed siebie".
Podczas pierwszego dnia mieliśmy piękną pogodę, jak  widać na zdjęciu.
Zdjęcia robione były przez męża w czasie jazdy samochodem - ja siedziałam za kierownicą.



Po drodze wstąpiliśmy do jednej z blogowiczek - oj była niespodzianka (!).
Być może Ona napisze o tym na swoim blogu.
Wcześniej otrzymałam jej zgodę na ewentualne odwiedziny (jeśli będę w okolicy) -  nie umawiałyśmy się co do terminu.
Odwiedziny były krótkie, ale bardzo sympatyczne - widziałyśmy się pierwszy raz i mam nadzieję nie ostatni.

Kilka migawek z dalszej drogi:

coś zabytkowego



coś oryginalnego



ciekawe ujęcie z lusterkiem 




W następnym dniu (pierwszy dzień jesieni)  mieliśmy jeszcze lepszą pogodę.



Zrobiliśmy krótką wycieczkę w okolice jeziora.


Łabędzie są piękne i zadziwiające. Obserwowaliśmy jednego z nich.
Spoglądał on z zaciekawieniem na każdą zbliżającą się osobę i wyciągał szyję, jakby pytał: "Co tam masz?", "Podzielisz się ze mną?"
Czyż on nie jest sympatyczny???



Podczas spaceru natrafiliśmy na takiego aniołeczka - nie mogłam się oprzeć, aby go nie sfotografować.


niedziela, 16 września 2007

Mam... 2 latka

Te refleksje miałam "wrzucić" dokładnie wczoraj (15.09  około godz. 11.30), ale jakieś siły wyższe spowodowały, że znalazłam się w szpitalnej izbie przyjęć. Resztę soboty przespałam, a prawie całą niedzielę przeleżałam. Dopiero w tej chwili poczułam się na tyle dobrze, aby (na chwilkę) usiąść do komputera i skończyć notkę, którą puszczam i uciekam na legowisko.

Dokładnie dwa lata temu, napisałam pierwszą i drugą notkę i... rozpoczęłam blogowanie.

Do zeszłorocznych refleksji
dodam inne.

Z początku nie wiedziałam wielu rzeczy dotyczących technicznej strony bloga, ale powolutku i z pomocą miłych osób rozkręciłam się.
Później sama pomagałam kilku początkującym - podpowiadałam, co i jak robić, aby mogły założyć własne blogi i chwalić się swoimi robótkami.

W styczniu 2006 roku wyodrębniłam tematykę dotyczącą dziewiarstwa, tworząc drugi blog - "Moje oczka..." i ta decyzja okazała się jak najbardziej słuszna - świadczy o tym liczba odwiedzin.

Gdy zaczynałam moje pisanie, blogów robótkowych było "jak na lekarstwo", a w moich zakładkach były te, które powstały przed moim "splocikiem" i wg kolejności założenia były to: Pikselka, Szpilka oraz Kalina. Później dołączyła Gosia z USA, która również zaczęła blogować przede mną. Podczas wprowadzania zmian na blogu, na jakiś czas zniknęła mi Szpilka, ale później pojawiła się ponownie.

W roku 2006 powstało ponad 50 blogów spośród tych, których linki są w moich zakładkach.
Teraz już nie liczę, ile blogów mam zalinkowanych, ponieważ co chwilę pojawia się nowy lub ujawnia się już istniejący, a ja po prostu dodaję go do zakładek.

Jestem ogromnie szczęśliwa, że coraz więcej osób odkrywa przed światem swoje (moje) robótkowe hobby i dzieli się nim na łamach własnego bloga.
Blogujące robótkowiczki oprócz fotografii własnych wyrobów, piszą o radościach i problemach związanych z wykonywaniem robótek.
To jest fantastyczne, że ręczne robótkowanie nie zniknęło z powierzchni ziemi, tylko schowało się w domowym zaciszu, a teraz wychodzi "z ukrycia" i rozkwita. 
Dochodzi nawet do spotkań robótkujących, które poznały się poprzez blogi lub forum robótkowe.
Kto wie (?), może kiedyś spotkają się wszystkie "zakręcone nitkami"?

Takie i inne refleksje "naszły" mnie przy okazji drugiego roczku mojej bytności w necie.>
Bardzo, bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za odwiedzanie mojego bloga (moich blogów), a jeszcze bardziej komentującym i piszącym maile - jesteście kochane (kochani)!
Wiem, że nie zawsze jest czas na skomentowanie (sama mam z tym problem chcąc wszystkich odwiedzić), ale mam nadzieję, że nadal będziecie do mnie zaglądać i od czasu do czasu wtrącać swoje uwagi - budujace i mobilizujące.

Zapraszam serdecznie na ciąg dalszy...
Na pamiątkę drugiego roczku blogowania zrobiłam serwetkę szydełkową (fotka poniżej) - skończyłam ją wczoraj.

środa, 12 września 2007

Sympatyczny rudzielec i... nasza rocznica

Rzadziej (co 2-3 dni) zaglądamy teraz na działkę. Właściwie tylko po to, aby jeszcze dokarmić rybki i troszkę uprzątnąć liście, których przybywa na ziemi, a ubywa na drzewach.


Między rozchylonymi gałązkami jałowca zauważyłam puste już gniazdko DZWOŃCA, którego w tym roku nie udało mi się wypatrzeć, ale podczas bytności na działce słyszałam go - ma bardzo charakterystyczny głosik.


W drodze powrotnej nastąpiło sympatyczne spotkanie i przyznaję, że byłam zaskoczona postawą kici, ponieważ moja sunia jest przyjazna całemu światu.


Choć początek spotkania nastąpił przez siatkę, to za chwilę kicia ruszyła równolegle do nas.


Gdy doszła do końca ogrodzenia, najpierw zaglądała za oddalającą się sunią, po czym przeskoczyła przez płot i odprowadziła nas do głównej bramy ogrodów.


I jak tu wierzyć w drwiące powiedzenie "żyć, jak pies z kotem"?
Kiedyś mieliśmy psa i kota, które bardzo przyjaźniły się.
Wieczorkiem - mini przyjęcie z okazji rocznicy ślubu (okrąglutkiej zresztą).
Powspominamy sobie ten dzień sprzed (...) lat.

niedziela, 9 września 2007

Rosła tak i rosła...

i wyrosła.

Dracena sięgnęła sufitu i w związku z tym padło pytanie - co z tym fantem (znaczy z draceną) zrobić?
Wyrzucić - żal.
Nie lubię wyrzucać roślin ozdobnych.
Oddać - gdzie, komu?
Kiedyś oddaliśmy fikusa i później widzieliśmy, jak został zaniedbany.

Długi, łysy pień draceny ukrywany był przez odpowiednio upięte pędy Cissusa (odmiana Ellen Danica) i ustawioną z przodu palmę  Chamaedorea.


Ponieważ sufit stanowi granicę dalszego wzrostu draceny, postanowiliśmy wypróbować metodę odmłodzenia rośliny poprzez skrócenie jej pnia.
W tym celu przeprowadziliśmy ukorzenienie metodą tzw. odkładu napowietrznego.
Operacja polegała na zeskrobaniu (na odpowiedniej wysokości) warstwy pnia do żywej tkanki i posmarowaniu rany ukorzeniaczem.
Następnie poniżej zeskrobanego miejsca, zamocowana została czarna folia tak, aby utworzyła torebkę, do której nasypana została odpowiednia ziemia.
Po solidnym zwilżeniu ziemi, folia została zawiązana u góry i o całej sprawie zapomnieliśmy na jakiś czas.
Po około dwóch miesiącach w bombce wyczuwało się korzonki, co było sygnałem, że ukorzenienie powiodło się.
Jednak dla pewności poczekaliśmy jeszcze dwa tygodnie i przystąpiliśmy do odwinięcia folii.
Gdy to uczyniliśmy zobaczyliśmy śliczny system korzeniowy - byliśmy dumni z eksperymentu.
Mąż odciął pień poniżej nowych korzonków.
Cięte miejsce zabezpieczone zostało przez zanurzenie w roztopionej parafinie.
Korona draceny została zmniejszona o połowę liści, aby zapobiec przesileniu młodego systemu korzonków.
Teraz dracena sięga nieco powyżej parapetu.


Przy okazji sadzenia odnowionej draceny, palemka też została pozbawiona częściowo uszkodzonych liści.
Teraz stanęła za obniżoną draceną, natomiast Cissus "Ellen Danica" powędrował w inne miejsce pokoju.
Tam gdzie poprzednio był "pióropusz" draceny teraz wisi makramowa ampla z Cissusem rombolistnym.

niedziela, 2 września 2007

Szare płótno i obrazek

Jeden z pierwszych moich obrazków krzyżykowych.
Postanowiłam pochwalić się nim.

Wyszyłam go dawno, dawno temu na szarym płótnie.
Czy ktoś jeszcze pamięta, że takie płótno było?
Wówczas przy wyszywaniu krzyżykami trzeba było albo liczyć nitki albo wyciągać je tworząc coś w stylu dzisiejszej kanwy.

Pamiętam, że do wykonania tego obrazka mozolnie liczyłam nitki.
Bywało, że wątek i osnowa różniły się grubością i aby otrzymać X w kwadraciku, należało liczyć trzy nitki osnowy i cztery wątku bądź odwrotnie.
To dopiero była "zabawa", ale im więcej trudności tym więcej satysfakcji było po zakończeniu robótki.
Najbardziej umęczyłam się przy wyszywaniu tła.

Schemat kwiatka miałam rozrysowany kredkami na papierze kartkowanym - złączone dwie kartki A3.


Ten obrazek podszyłam cienką tkaniną i pełnił rolę mini makatki.
Do dziś darzę tę wyszywankę sentymentem - pamiętam pewne wydarzenia z nim związane.
Teraz zastanawiam się, czy oprawić go w ramkę.